Zakończył się kolejny sezon Kaliskiego Roweru Miejskiego (KRM). Jak się okazuje, był to zarazem ostatni etap funkcjonowania systemu po 5 latach w naszym mieście – poinformował kaliski magistrat. Miasto nie będzie utrzymywać publicznego roweru, co ma związek przede wszystkim ze spadkiem liczby wypożyczeń jednośladów.
Wiele polskich miasta – w tym Kalisz – rezygnuje z utrzymywania i dopłacania do roweru miejskiego.
Kaliski Rower Miejski funkcjonował w naszym mieście od 2018 roku. Pierwszą umowę z firmą Next Bike podpisywał ówczesny prezydent miasta Grzegorz Sapiński. Jak się okazało ten sezon był już jego ostatnią edycją. Miasto Kalisz nie będzie dłużej utrzymywać tej formy rekreacji, a ma to głównie związek ze spadkiem liczby wypożyczeń tych jednośladów.
Jak wynika z przedstawionych nam danych, w pierwszej edycji rowery wypożyczono ponad 42 tysiące razy. Rekordowy okazał się 2018 rok, w którym ponad 136 tysięcy osób skorzystało z jednośladów. Spore zainteresowanie odnotowano również w 2019 roku. Tu liczba wypożyczeń wyniosła ponad 122 tysiące. Z kolei rok później zainteresowanie jednośladami zaczęło spadać. Z rowerów skorzystało niecałe 54 tysiące kaliszan. A w 2021 roku liczba ta spadła do ponad 17 tysięcy. Natomiast w bieżącym roku jednoślady wypożyczyło 25207 osób. Koszt utrzymania rowerów jest niemały. Tylko w tym roku Miasto wydało blisko 850 tysięcy złotych.
– W przyszłym roku nie planuje się uruchomienia kaliskiego roweru miejskiego. Powodem tej decyzji jest spadek zainteresowania wypożyczania jednośladów a także wysoki koszt jednostkowy. Jedno wypożyczenie roweru miejskiego w 2022 roku kosztował Miasto ok. 34 złote. Poza tym od stycznia 2023 roku kaliszanie posiadający Kaliską Kartę Mieszkańca będą mogli korzystać z bezpłatnej komunikacji miejskiej, dlatego należy przypuszczać, że zainteresowanie odpłatnym wypożyczaniem rowerów byłoby jeszcze mniejsze – mówi Katarzyna Ciupek, rzecznik Urzędu Miasta Kalisza. – Wydatki związane z funkcjonowaniem Kaliskiego Roweru Miejskiego wg. danych Zarządu Dróg Miejskich w Kaliszu wyniosły w tym roku blisko 850 tysięcy złotych.
Jak zauważył jeden z mieszkańców Kalisza, który temat Kaliskiego Roweru Miejskiego szeregów opisał w mediach społecznościowych, sama idea roweru miejskiego wydaje się jak najbardziej trafiona jako ekologiczne rozwiązanie transportowe w szerszej koncepcji zrównoważonego transportu miejskiego ale… w Kaliszu okazało się to niewypałem i to właściwie z jednego powodu, najbardziej banalnego i zarazem najistotniejszego – z powodu nakładów finansowych.
– W 2022 roku pierwszych 20 minut korzystania z roweru miejskiego było bezpłatne. Czas od 21 do 60 minut to opłata 2 zł, a druga i każda następna godzina to 4 zł. Kwoty te były o połowę niższe po dopisaniu do konta Kaliskiej Karty Mieszkańca. W 2022 roku funkcjonowało 17 stacji i 168 pojazdów – pisze na swoim profilu Pan Marcin. – Za utrzymanie całego systemu Kalisz zapłacił w 2022 roku prawie 849 tysięcy złotych. W roku 2021 było to blisko 740 tyś, a wypożyczeń odnotowano „aż” 17,5 tyś. Koszt dla miasta w przeliczeniu na jedno użycie bicykla to prawie 43 zł. W znakomitej większości za maksymalnie 20 minut jazdy. Działa na wyobraźnie?
Ile razy zdażyło się komuś wypiąć rower, przejechać kawałek i stwierdzić, że nie nadaje się do jazdy? Rower wracał na swoje miejsce, potem kolejny, i jeszcze kolejny raz z różnych powodów. Mało powietrza, zdecentrowane koło, niesprawne przerzutki, przeskakujący napęd czy luźne siodełko. Ale statystyki się nabijały, realnie pojazd pojechał co czwarty czy piąty a system w statystykach odnotował 4-5 udostępnień .
Firma udostępniająca rowery była zobligowana do serwisowania uszkodzonych rowerów na bierząco i zabezpieczania dostępności opowiedniej ilości jednośladów na poszczególnych stacjach. Potrzebowała do tego odpowiedniego pojazdu i serwisantów, w praktyce jednak bywało z tym różnie.
– Właściwie wcale mnie to nie dziwi zważywszy na to, że dodatkowe zyski, które ewentualnie mogły się pojawić po przekroczeniu magicznych „darmowych” 20 minut były znikome. Mało kto przekraczał ten czas, lepiej było odstawić rower i wypożyczyć kolejny, a miasto płacąc z „góry” ponad 700 tysięcy za system i rowery już wystarczająco wzbogaciło firmę rowerową. Naprawy rowerów były więc nieopłacalne, generowały dodatkowe koszty a rower czy stał czy jeździł już przyniósł zysk. Im bliżej końca sezonu tym było gorzej z dostępnością sprawnych jednośladów – zaznacza dalej kaliszanin.
Trzeba jednak uczciwie przyznać, że rowery nie psuły się same, a spory udział mieli w tym sami mieszkańcy, którzy ich nie oszczędzali. Rowery były porzucane, okradane z wyposażenia, celowo uszkadzane a nawet topione w rzece. Realnie mało kto jeździł, choć dzięki „ślepym” wypięciom z bramek statystyki pokazywały co innego.
PZA