Sporą niespodziankę, niestety niezbyt miłą, sprawili w Wielką Sobotę szczypiorniści Energi MKS Kalisz. Po słabym w swoim wykonaniu meczu podopieczni Pawła Ruska ulegli na wyjeździe KPR-owi Legionowo 24:29.
Swoich sobotnich rywali kaliszanie pokonali w tym sezonie dwukrotnie, w lidze i w pucharze. Oni też byli niekwestionowanym faworytem tego spotkania. Niestety, scenariusz meczu potoczył się zdecydowanie nie tak, jakby sobie tego życzyli zarówno zawodnicy, jak i kaliscy kibice, którzy mimo świątecznej pory liczną grupą podążyli za swoją drużyną. Dla Energi MKS był to mecz z gatunku tych, o których najlepiej szybko zapomnieć.
– Jechaliśmy do Legionowa po trzy punkty, niestety nie udało się ich zdobyć. Dzisiaj rywal był po prostu lepszy – mówił tuż po spotkaniu Paweł Rusek, trener Energi MKS Kalisz.
Trudno się z tą oceną nie zgodzić, ale też trudno wygrać spotkanie, jeśli forma zespołu daleka jest od tej, jaką na co dzień prezentują zawodnicy kaliskiego beniaminka i którą zdążyli zapracować sobie na miano rewelacji sezonu. Tym razem wyraźnie zdeterminowany
i ambitnie grający rywal po prostu zaprezentował się lepiej, odnosząc całkowicie zasłużone zwycięstwo i rewanżując się tym samym za wcześniejsze przegrane. O dominacji gospodarzy najlepiej świadczy fakt, że ani przez moment nie oddali przyjezdnym prowadzenia. Wprawdzie podopiecznym Pawła Ruska udało się kilkakrotnie dogonić wynik i doprowadzić do wyrównania, głównie w pierwszej odsłonie meczu, ale nic więcej wskórać nie zdołali.
W drugiej połowie KPR jedynie potwierdził, że tym razem zwycięstwa z ręki nie wypuści. – Potrafiliśmy wypracować sobie stuprocentowe sytuacje, ale cóż z tego, jeśli 7 czy 8 kolejnych nie daliśmy rady zamienić na bramkę. W ten sposób nie da się wygrać meczu, zwłaszcza w sytuacji gdy jest się zespołem goniącym wynik – dodaje trener Rusek
Gospodarze od początku przejęli inicjatywę. W dziewiątej minucie prowadzili już 6:2. Czas, o który poprosił szkoleniowiec kaliszan, nieco poskutkował. W 20. minucie Michał Drej wyrównał na 9:9, a w sercach kibiców zapalił się płomyk nadziei, że jeszcze nie wszystko stracone. Niestety, schodząc na przerwę kaliszanie ponownie tracili do rywali trzy bramki (12:15). Dystans udało się nieco zmniejszyć po powrocie na parkiet. Do bramki KPR-u trafili kolejno Marek Szpera i Kamil Adamski, ale ten chwilowy kontakt z przeciwnikiem był niestety ostatnim. Sześć minut przed końcem dystans dzielący obie ekipy wzrósł aż do ośmiu bramek (27:19). Ostatecznie gospodarze wygrali 29:24.
– Od początku źle weszliśmy w ten mecz. Pierwsze 10 minut to bardzo słaba gra w obronie, szybko traciliśmy bramki, po krótkich akcjach przeciwnika. Później nieco ustabilizowaliśmy grę, niestety w drugiej połowie dobre były jedynie 2-3 początkowe minuty, potem znów inicjatywę przejął przeciwnik. Szukaliśmy wprawdzie swojej szansy na dogonienie KPR-u i zmniejszenia różnicy bramkowe, próbowaliśmy różnych ustawień i systemów gry w obronie, ale nie przyniosło to zamierzonego efektu – przyznaje trener Rusek.
Nie najlepsza postawa kaliszan to jedno, ale też trzeba przyznać, że życia nie ułatwiali im tego dnia najskuteczniejszy w szeregach rywali Franci Brinovec oraz doskonale znany kaliskim fanom szczypiorniaka Mikołaj Krekora. Były bramkarz MKS-u rozegrał między słupkami fantastyczne zawody, broniąc ze skutecznością 35%. Bardzo dobrze spisywał się też jego kaliski odpowiednik – Łukasz Zakreta, godnie zastępując w bramce kontuzjowanego Edina Tatara. To jednak nie wystarczyło, by pokonać lepiej dysponowaną tego dnia mazowiecką ekipę.
– Rywale trochę nas zaskoczyli. Wszyscy wiedzą, że ciężko się gra z ich wysoko wysuniętą obroną. Dzisiaj trochę nas porozrzucali. Nastawiliśmy się na sporo rzutów z drugiej linii, a dostaliśmy sporo tych ze skrzydeł. Praktycznie cały mecz graliśmy 5 na 5 czy 4 na 4, a że sędziowie nie oszczędzali dziś na karach, było sporo miejsca do grania, więc i skrzydłowi mieli duże pole do popisu. Do tego Mikołaj Krekora zamurował bramkę, piłka go po prostu szukała – podsumował Łukasz Zakreta.
Sobotnia przegrana, choć niewątpliwie nie przyniosła chluby kaliskiej drużynie, nie zmieniła jej sytuacji w tabeli grupy pomarańczowej PGNiG Superligi. Podopieczni Pawła Ruska nadal plasują się na – zapewniającym grę w barażach – czwartym miejscu i wszystko wskazuje na to, że nie jest ono zagrożone. W rundzie zasadniczej pozostały im do rozegrania jeszcze dwa wyjazdowe mecze – 11 kwietnia z Orlen Wisłą Płock i 15 kwietnia z MMTS-em Kwidzyn.
Tekst: Karina Zachara, fot. KPR Legionowo
29. seria PGNiG Superligi, 31.03.2018r.,
KPR Legionowo – Energa MKS Kalisz 29:24 (15:12)
Kary: KPR – 16 min, Energa MKS – 22 min. Czerwona kartka: Kamil Adamski (53. min, gradacja kar). Rzuty karne: KPR 4/6, Energa MKS 1/2.
KPR: Krekora – Brinovec 8, Prątnicki 5, Suliński 5, Ciok 4, Niedziółka 2, Rutkowski 2, Kacper Adamski 1, Gawęcki 1, Grabowski 1, Kowalik.
Energa MKS: Zakreta, Jarosz – Szpera 6, Kamil Adamski 5, Drej 3, Kniaziew 3, Bałwas 2, Krycki 2, Wojdak 2, Grozdek 1, Adamczak, Bożek, Czerwiński, Klopsteg, Kobusiński, Misiejuk.