Niewiele brakowało, by zespół Energi MKS Kalisz sprawił, być może największą niespodziankę tej serii, jeśli nie wszystkich dotychczas rozegranych meczów. Środowe starcie z Górnikiem Zabrzem rozstrzygnęło się dopiero w rzutach karnych i choć lepsi w tym rzemiośle okazali się zabrzanie, to zespół z Kalisza może czuć się wygranym.
Przed meczem jeden punkt kaliszanie zapewne wzięliby w ciemno. Jednak z każdą upływającą minutą, zarówno wśród zawodników jak i szczelnie wypełniających trybuny kibiców, rosła nadzieja, a nawet przekonanie, że ten mecz można wygrać. Niemal przez całą pierwszą połowę zabrzanie byli cieniem Energi MKS. Tak słabo grającego Górnika rzadko zdarza się oglądać. Zresztą wystarczyło spojrzeć na tablicę wyników.
Aż do 40. minuty gościom ani razu nie udało się objąć prowadzenia, za to całymi seriami tracili bramki, bo kaliszanie grali jak zaczarowani. Tym razem wszystkie tryby kaliskiej machiny działały niemal bez zarzutu. Bramkę zamurował Łukasz Zakreta (43 % skuteczności), który w 9. minucie sam wpisał się na listę strzelców celnym rzutem przez całe boisko pakując piłkę do pustej bramki rywali. Świetna obrona w połączeniu z szybkimi kontrami, przemyślaną grą pozycyjną i co ważne skutecznością rzutową kaliszan siały niemałe spustoszenie w szeregach gości. Była 20. minuta, a Górnik przegrywał aż ośmioma bramkami (13:5). Dopiero między 24. a 28. minutą gospodarzom przytrafił się mały przestój, a podopieczni Rastislawa Trtika odpowiednio to wykorzystali. Straty odrobili, ale tylko częściowo, bowiem to kaliszanie schodzili na przerwę z pięciobramkową przewagą (16:11).
Kubeł zimnej wody jaki na głowę Górnika wylali w pierwszej połowie podopieczni Pawła Ruska chyba podziałał, bowiem po powrocie z szatni sytuacja na boisku zaczęła się normować, a do głosu dochodzić doświadczenie i jakość, do jakich przyzwyczaili nas zabrzanie. Już od początkowych minut drugiej odsłony goście zaczęli konsekwentnie gonić wynik, a w 40. minucie, po rzutach Rafała Glińskiego i Iso Sluijtersa oraz dzięki świetnie spisującemu się w bramce Martinowi Galii, po raz pierwszy doprowadzili do remisu (17:17). Kaliszanie nie obniżali jednak lotów i dopiero pomiędzy 48. a 50. minutą rywalom udało się wyjść na trzybramkowe prowadzenie (21:24). To jednak nie zniechęciło ambitnie grających gospodarzy, którzy wygrali wojnę nerwów w końcówce i po wykorzystanym w ostatniej minucie przez najskuteczniejszego na parkiecie Michała Czerwińskiego (8 bramek) rzucie karnym i kapitalnej interwencji Łukasza Zakrety tuż przed końcową syreną, doprowadzili do remisu 26:26.
O losach spotkania miały zatem rozstrzygnąć rzuty karne. Emocje w kaliskiej Arenie sięgnęły zenitu. Kibice wstali z miejsc, bo sensacja wisiała na włosku. Niezależnie od wyniku tej rywalizacji dla nich zespół MKS-u już był zwycięzcą. Ostatecznie lepszymi w egzekwowaniu „siódemek” okazali się Górnicy. W kaliskiej ekipie pomylili się Kamil Adamski i Paulo Grozdek. Decydujący rzut wykorzystał za to Iso Sluijters.
Podopieczni Pawła Ruska wywalczyli z faworyzowanym rywalem jeden, bardzo cenny punkt, dając sygnał, że w tych rozgrywkach, które rozpoczęli mało pomyślnie, nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
8.seria PGNiG Superligi, 17.10.2018r.,
Energa MKS Kalisz – NMC Górnik Zabrze 26:26 (16:11), k. 2:4
Kary: Energa MKS – 16.min, Górnik – 10.min. Rzuty karne – Energa MKS 5/7, Górnik 2/3
Energa MKS: Zakreta, Padasinau – Czerwiński 8, Krytski 5, Szpera 4, Drej 2, Kniazeu 2, Pilitowski 2, Klopsteg 1, Misiejuk 1, Adamczak Piotr, Adamski, Bożek, Grozdek
NMC Górnik: Kornecki, Galia – Gliński 5, Gluch 5, Daćko 4, Bąk 3, Sluijters 3, Tatarincew 3, Adamuszek 1, Buszkow 1, Czuwara 1, Tomczak 1, Gromyko 1, Gogola, Pawelec, Sićko.