Mieli pięć sekund by doprowadzić do remisu i serii rzutów karnych. Szansy nie udało się wykorzystać. Piłkarze ręczni Energi MKS Kalisz przegrali z Azotami Puławy 24:25, ale utytułowany rywal musiał się mocno napocić, by wywieźć z Areny komplet punktów. Kibice mieli na co popatrzeć, bo zacięte spotkanie trzymało w napięciu przez 60 minut.
Po świąteczno-noworocznej przerwie Superliga wróciła do gry. Środowym meczem zespół Energi MKS udowodnił, że w rundzie rewanżowej ostro zabiera się do odrabiania strat z pierwszej części sezonu, a przypomnijmy że zakończył ją na dalekiej, 11. pozycji. W nowy rok ekipa z Kalisza wkroczyła z nowym sternikiem. Na stanowisku trenera Pawła Ruska zastąpił Szwed Patryk Liljestrand. Efekty zmian widoczne były już w meczach rozgrywanych w ramach PGNiG Pucharu Polski, zwłaszcza tym ostatnim, gdzie kaliszanie sprawili sensację eliminując NMC Górnika Zabrze i awansując tym samym do półfinału zmagań.
W pierwszym starciu ligowym rundy wiosennej kaliscy szczypiorniści również zaprezentowali się z bardzo dobrej strony, bo choć faworytem środowego pojedynku z Azotami Puławy nie byli, niczym nie ustępowali wymagającemu i utytułowanemu rywalowi. Losy spotkania do ostatnich sekund były wielką niewiadomą. – Tego się właśnie obawialiśmy, że po pewnych „przemeblowaniach” na ławce trenerskiej, dobrych meczach pucharowych zwieńczonych awansem do półfinału tych rozgrywek i przy – jak zwykle – pełnej hali, która daje zawodnikom solidnego kopa, na pewno nie odpuszczą. I właśnie tak ten mecz wyglądał – skomentował spotkanie Bartosz Jurecki, szkoleniowiec Azotów.
Kibice z pewnością byli usatysfakcjonowani, bo mecz trzymał w napięciu przez pełne 60 minut. Gra toczyła się punkt za punkt. Wynik niemal cały czas oscylował wokół remisu. Mocna defensywa i bardzo dobrze prezentujący się w bramce zarówno Łukasz Zakreta jak i Wadim Bogdanow sprawiły, że najwyższa przewaga jaką udało się wywalczyć którejś ze stron sięgała zaledwie dwóch bramek. Dopiero na minutę przed końcem, po drugim z rzędu golu Tomasza Kasprzaka, goście prowadzili 25:22. Były to jednak ostatnie trafienia podopiecznych Bartosza Jureckiego. Celnie rzucali za to gospodarze, którzy w końcowych sekundach podjęli jeszcze ambitną walkę o korzystny wynik. Kiedy na 45 sekund przed końcową syreną kontaktowego gola zdobył Maciej Pilitowski kibice w hali Arena poderwali się z miejsc. Wszystko jeszcze było możliwe. Pięć sekund przed końcem piłka była w ręku kaliszan, a trener Liljestrand poprosił o czas. Niestety po powrocie na parkiet nie udało się gospodarzom zrealizować planu: doprowadzić do remisu i rzutów karnych. Ostatecznie przegrali różnicą zaledwie jednej bramki – 24:25. Warto podkreślić, że bardzo dobrze w ekipie z Kalisza zaprezentował się Bartosz Wojdak – autor pięciu trafień. Szwankowało natomiast egzekwowanie siódemek. Spory niedosyt z tego tytułu powinien czuć Michał Drej, bo choć był najskuteczniejszym zawodnikiem w zespole, nie wykorzystał trzech rzutów karnych. Raz przestrzelił, a dwukrotnie zatrzymał go Wadim Bogdanow.
– Było bardzo blisko, więc na pewno niedosyt pozostał. Ale trzeba też powiedzieć, że był to pierwszy mecz ligowy po dłuższej przerwie, więc jakieś większe emocje też odegrały swoją rolę. Na pewno bardzo dobre spotkanie obu bramkarzy, zarówno Wadima jak i Łukasza. Niestety to my przegrywamy jedną bramką. Za dużo błędów i złych decyzji, stąd taki wynik – podsumował kaliski rozgrywający Maciej Pilitowski.
Tekst i zdjęcia: Karina Zachara
Czasu na odpoczynek ekipa Patryka Liljestranda ma bardzo niewiele. Kolejny ważny pojedynek rozegra już w najbliższą sobotę. O cenne ligowe punkty kaliszanie powalczą w Lubinie, z miejscowym Zagłębiem.
15.seria PGNiG Superligi, 30.01.2019r.
Energa MKS Kalisz- KS Azoty Puławy 24:25 (12:12)
Kary: Energa MKS – 12.min, Azoty – 4.min. Rzuty karne: Energa MKS 4/7, Azoty 3/3.
Energa: Zakreta – Drej 6, Wojdak 5, Kniazeu 4, Adamski 3, Pilitowski 2, Misiejuk 2, Szpera 1, Adamczak Paweł 1, Adamczak Piotr, Bożek, Czerwiński, Klopsteg, Krytski, Kwiatkowski.
Azoty: Bogdanow, Koszowy – Matulić 5, Podsiadło 5, Kasprzak 4, Jarosiewicz 3, Kaleb 2, Panić 2, Skrabania 2, Masłowski 1, Prce 1, Łyżwa, Grzelak, Seroka, Titow, Adamczuk.