Szczypiorniści Energi MKS Kalisz doznali w sobotę dotkliwej porażki w starciu z ekipą PGE Vive Kielce. Przegrali z mistrzami Polski aż 16:38. To czwarta z rzędu i zarazem najwyższa w tym sezonie porażka kaliszan.
To był mecz z gatunku tych, o których najlepiej szybko zapomnieć. Wiadomym było, że w starciu z mistrzami Polski szanse na dobry rezultat są znikome, ale tak ogromna różnica wyniku była mimo wszystko sporym zaskoczeniem.
Kaliszanie rozpoczęli spotkanie jakby zupełnie rozbici. Pierwsze trafienie zdobyli dopiero po upływie dziesięciu minut, w tym czasie kielczanie zdobyli ich już siedem i nie mieli dla rywali żadnych skrupułów. Dopiero po kwadransie pozwolili kaliszanom zdobyć drugiego gola. Częściowo było to zasługą dobrych interwencji Andreasa Wolffa (bronił na poziomie 71%!), ale w dużej mierze wynikało niestety z ogromnych problemów z pokonaniem obrony gospodarzy i błędów własnych gości, którzy tracili piłkę zanim jeszcze zdążyli dojść do pozycji rzutowej. W 22. minucie podopieczni Patrika Liljestranda przegrywali już 2:14, a gracze Vive wykorzystując każde najdrobniejsze potknięcie przyjezdnych, bez skrupułów powiększali przewagę.
– Graliśmy z Kielcami, a to jeden z najlepszych zespołów na świecie. Początek to była katastrofa. Mecz skończył się praktycznie po czterech minutach. Walczyliśmy jednak dalej, robiąc, co mogliśmy – komentował po meczu trener Liljestrand.
Na chwilę przed przerwą kaliszanie nieco poprawili skuteczność. Kolejne bramki dla swojej ekipy zdobywali Konrad Pilitowski, Dzianis Krytski i Krzysztof Misiejuk. Do gwizdka kończącego tę część gry goście uzbierali osiem trafień, podczas gdy gracze Talanta Dujshebaeva 19.
Druga odsłona nie przyniosła diametralnych zmian w tej rywalizacji. Kielczanie nadal mieli nad spotkaniem pełną kontrolę. Po kilku minutach Andiego Wolffa zastąpił w bramce Miłosz Wałach i była to bardzo dobra zmiana. Zastępca odbił pięć z sześciu rzutów oddanych przez gości po powrocie z szatni. Tymczasem ofensywa gości wciąż pozostawiała wiele do życzenia. Wprawdzie W drugiej części spotkania podwoili oni swój dorobek bramkowy, ale to samo zrobili kielczanie, którzy ostatecznie zwyciężyli 38:16.
– Robiliśmy wszystko, co się dało, ale wiadomo, jakim zespołem jest PGE Vive. Dla mnie to była cenna nauka i zaszczyt zagrać z zawodnikami, których obserwuję od małego. Kielce to zespół top świata, najlepsza czwórka Europy, to była różnica klas. Różnica bramkowa boli, ale musimy się z tym pogodzić, taki jest sport. Nie mieliśmy presji, ale każdy chciał się pokazać z jak najlepszej strony, na tle takich zawodników, zdobyć bramkę czy zaasystować to jest coś wielkiego – przyznał Konrad Pilitowski, który z dorobkiem pięciu bramek okazał się w sobotę najskuteczniejszym graczem Energi MKS.
Sobotnia porażka była dla kaliskiej drużyny czwartą z rzędu. Okazją, by przerwać tę niefortunną serię, będzie najbliższa potyczka z beniaminkiem rozgrywek – Grupą Azoty Tarnów. Mecz już w tę sobotę w hali Arena, o godz. 16:00.
6. seria PGNiG Superligi mężczyzn, 5.10.2019 r., Kielce / PGE Vive Kielce – Energa MKS Kalisz 38:16 (19:8)
Kary: PGE Vive – 0. min, Energa MKS – 2. min. Rzuty karne: PGE Vive 0/0, Energa MKS 1/1.
PGE Vive: Wolff, Wałach – Pehlivan 6, Janc 5, Karalek 5, Moryto 5, Fernandez 4, Lijewski 4, Jurkiewicz 3, Aguinagalde 2, Kulesh 2, Surgiel 2, Dujszebajew..
Energa MKS: Krekora, Zakreta, Liljestrand – Konrad Pilitowski 5, Galewski 2, Klopsteg 2, Kniazieu 2, Bożek 1, Drej 1, Krytski 1, Misiejuk 1, Szpera 1, Maciej Pilitowski.