Po dwóch z rzędu zwycięstwach, tym razem musieli przełknąć gorycz porażki. W minioną niedzielę szczypiorniści Energi MKS Kalisz ulegli ekipie Sandry SPA Pogoń Szczecin 26:29. Podopieczni Rafała Białego, którzy od początku sezonu nie zaznali jeszcze satysfakcji z wygranej, właśnie w meczu z kaliszanami upatrywali szansy na premierowe punkty.
Taki sam cel mieli gospodarze, którzy w przeciwieństwie do swoich rywali mieli za sobą dwie z rzędu wygrane, a dzięki trzeciej dołączyliby do elitarnego grona trzech ekip z kompletem punktów na koncie. Niestety lepiej nadarzającą się okazję wykorzystali goście, zgarniając pierwsze w tej kampanii oczka.
Przed spotkaniem trudno było obiektywnie ocenić potencjał obu drużyn. Pogoń przegrała dwa pierwsze mecze, ale z drużynami, którym urwać punkty było szalenie trudno. Na inaugurację sezonu zagrała z Gwardią Opole, brązowym medalistą minionej kampanii PGNiG Superligi, a w zeszły weekend postawiła trudne warunki PGE Vive Kielce. Z kolei MKS wygrał dwa pierwsze spotkania, ale po pierwsze mierzył się z zespołami będącymi w jego zasięgu, po drugie za każdym razem zwyciężał dopiero po nerwowej końcówce. W niedzielę, tak jak przed tygodniem w Mielcu, zabrakło też Marka Szpery, koła napędowego kaliskiego rozegrania, który w kryzysowych momentach często brał ciężar gry na swoje barki, a przyjezdni idealnie tę szansę wykorzystali.
Mecz rozpoczął się nieźle dla gospodarzy. Wynik otworzył Maciej Pilitowski, a pierwszą okazję Pogoni wybronił Mikołaj Krekora. MKS wyszedł na prowadzenie 3:1 i przez 15 minut pierwszej połowy spokojnie prowadził z Pogonią. W tym fragmencie mogliśmy oglądać efektowne podania Pilitowskiego finalizowane m.in. przez Dzianisa Krytskiego.
Za zdobywanie bramek odpowiadali też Kiryl Kniazeu, Krzysztof Misiejuk i Mykola Maljarevych, kończąc dwa kontrataki. Te akcje i rozluźnienie obrony szczecinian doprowadziły do najwyższego w całym meczu prowadzenia MKS-u, 8:4. Pod koniec pierwszej połowy goście zaczynali łapać rytm, jednak wyrównania, a tym bardziej prowadzenia nie udało im się uzyskać. Pierwszą odsłonę MKS kończył z przewagą jednej bramki (15:14).
Początek drugiej połowy przebiegał jeszcze pod dyktando kaliszan, ale ich przewaga wyraźnie słabła i już w 36. minucie stracili prowadzenie (17:19). Z upływem czasu goście mocno zacieśnili szyki w obronie i zaczęli grać dużo akcji z udziałem świetnie dysponowanego od początku sezonu Dmytro Horyhy, zdecydowanego lidera Pogoni w pierwszych trzech meczach. Gospodarze musieli się mocno napracować, by wyrwać przyjezdnym każdą kolejną bramkę. MKS zaczął mieć problemy z rozegraniem, gdzie ewidentnie brakowało, leczącego kontuzję Marka Szpery. Odpowiedniego rytmu nie mogli też złapać bramkarze, Mikołaj Krekora i Łukasz Zakreta, którym udawały się tylko pojedyncze interwencje. Trener miejscowych, po raz drugi w tym sezonie (po meczu w Mielcu) postanowił, w dłuższym fragmencie gry, sprawdzić 19-letniego Caspra Liljestranda.
Okazało się to bardzo dobrą decyzją. Młody bramkarz już w jednej z pierwszych akcji obronił rzut Arkadiusza Bosego. Przez dobre 10 minut gra toczyła się bramka za bramkę, ale żadna z drużyn nie zdołała wypracować więcej niż jedną bramkę przewagi. Na kwadrans przed ostatnią syreną minimalnie prowadzili gospodarze (21:20), ale w końcówce zabrakło im zimnej krwi. Na cztery minuty przed końcem, po kolejnej akcji Portowców wybronionej przez młodego Szweda, przy stanie 26:26 nastał moment, który okazał się kluczowy dla ostatecznego wyniku spotkania.
W polu bramkowym sfaulowany został Kiryl Kniazeu, który wcześniej, po niecelnym karnym Michała Dreja, przejął obowiązek wykonywania siódemek i trafił dwukrotnie. Po faulu upadł tak nieszczęśliwie na rękę, że w roli egzekutora rzutu karnego ponownie pojawił się Drej. Niestety i tym razem się nie sprawdził. Z jego rzutem poradził sobie świetnie prezentujący się w szczecińskiej bramce, zwłaszcza w końcówce meczu, Mateusz Gawryś. Ostatnie 2,5 minuty spotkania to konsekwencja po obu stronach parkietu, ale w wykonaniu Pogoni, i nieco chaotyczne próby złapania kontaktu z uciekającym przeciwnikiem po stronie MKS-u.
Bez lidera drugiej linii kaliszanie nie dali rady przełamać obrony szczecinian, którzy po dwóch golach kadrowicza Pawła Krupy, wygrali ostatecznie 29:26, z uzasadnioną euforią świętując zdobycie pierwszych w sezonie punktów.
– Szkoda tego meczu. Jak każda porażka, ta również boli, tym bardziej że początek był obiecujący. Chcieliśmy zdobyć te trzy punkty, bo to jest naszym priorytetem, żeby grać i wygrywać. Niestety taki jest sport. Musimy się z tym pogodzić i dalej pracować, żeby za tydzień w Zabrzu pokazać pełnię sowich możliwości i zdobyć trzy punkty – podsumował spotkanie Konrad Pilitowski.
– Popełniliśmy za dużo błędów własnych. Skuteczność rzutowa też nie była najlepsza. Można powiedzieć, że przegraliśmy ten mecz na własne życzenie. W drugiej połowie źle staliśmy w obronie. Będziemy ten mecz szczegółowo analizować, żeby wyciągnąć wnioski przed kolejnym meczem, bo tak grać nie możemy. Zwłaszcza popełniać tylu niewymuszonych błędów technicznych. Rzuty karne w moim wykonaniu tym razem też nie wyszły, tak więc jest nad czym pracować – dodał Michał Drej.
Po trzech seriach spotkań Energa MKS Kalisz z dorobkiem sześciu punktów zajmuje siódme miejsce w tabeli. W najbliższy weekend podopiecznych Patrika Liljestranda czeka ciężki pojedynek z Górnikiem Zabrze. Początek wyjazdowego meczu o godz. 18.00.
3. seria PGNiG Superligi, 15.09.2019 r., hala Kalisz Arena / Energa MKS Kalisz – Sandra Spa Pogoń Szczecin 26:29 (15:14)
Kary: Energa MKS– 6 min, Pogoń – 4 min.
Rzuty karne: Energa MKS 2/4, Pogoń 2/2.
Energa MKS: Krekora, Zakreta, Liljestrand – Kniazieu 6, Maljarevych 4, Misiejuk 4, Pilitowski Maciej 3, Gąsiorek 2, Klopsteg 2, Krytski 2, Bożek 1, Drej 1, Kamyszek 1, Galewski, Pilitowski Konrad.
Pogoń: Terechow, Gawryś – Horiha 6, Krysiak 5, Krupa 4, Biernacki 3, Fedeńczak 3, Rybski 3, Zaremba 2, Bosy 1, Matuszak 1, Wąsowski 1, Jedziniak.